Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu zmuszony zakupił paczki owoców w celach dydaktycznych.
Typowo, Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu korzysta z własnego sadu, zbierając stamtąd setki ton różnych odmian owoców. Jednak w tym roku, z powodu mrozów, które zdewastowały plony w sadach Dolnego Śląska, uniwersytet musiał skorzystać z niespotykanej dotychczas alternatywy – zakupu owoców na potrzeby dydaktyczne.
Niestety, w Stacji Badawczo-Dydaktycznej w Samotworze nie udało się zebrać żadnych owoców – wszystkie wymarzły. Marta Czaplicka z Katedry Ogrodnictwa Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu wyjaśnia, że zamiast tego będą musieli polegać na owocach pochodzących od sąsiadów lub kupionych np. w Grójcu. Dlaczego? Ponieważ na Dolnym Śląsku nie ma możliwości zakupu 40-50 odmian owoców, które są przedmiotem nauki studentów.
Naukowcy mogą liczyć jedynie na skromne dziesięć procent standardowych plonów. Ta sytuacja jest niestety normą w większości sadów Dolnego Śląska.
Ekonomiczne przetrwanie staje się wyzwaniem, ponieważ brakuje przychodów. Drugim problemem jest ryzyko wejścia w cykl przemiennego owocowania. Oznacza to, że w tym roku nie ma owoców, ale mamy mnóstwo jednorocznych pędów z dużą ilością pąków kwiatowych na przyszły rok. Jeśli nie uda się utrzymać tego pod kontrolą i nie przeprowadzi się odpowiedniego cięcia, drzewa w przyszłym roku obficie zaowocują. Skutkiem tego będzie spadek cen i brak możliwości zawiązania nowych pąków kwiatowych na kolejny rok. Znów nie będzie plonów i kolejny rok okaże się ubogi – tłumaczy Marta Czaplicka.